Nie było łatwo namówić mnie do zmiany. Miałam sporo argumentów, aby pozostać przy swoim image, bo nie należę do grona kameleonów.
Jednak patrząc na Kasię wiedziałam, że warto czasami zdobyć się na odrobinę szaleństwa i porzucić styl szarej myszki (dosłownie). Zaczęło się od włosów – drobna zmiana była zauważalna dla każdego i była zdecydowanie na plus – już nigdy więcej odsłoniętego czoła, grzywka jest super! Później test doboru kolorów do typu urody – to była rewolucja w głowie i w szafie.
Teraz szukanie odpowiednich ubrań zajmuje mi mniej czasu, bo od razu staję przy wieszakach z moimi ulubionymi kolorami, w których (i z którymi) jest mi naprawdę dobrze. Zniknęły ubrania, które pasują, owszem, ale innym osobom. Jako, że diabeł tkwi w szczegółach, polubiłam dodatki typu ciekawe kolczyki, pierścionki, korale, paski. No i moje oczy (największy atut!), posłuchałam dobrej rady i przekonałam się do soczewek kontaktowych (przynajmniej na ważne wyjścia).
Efekt metamorfozy?
Bardziej cieszę się swoją kobiecością i wiem, jak podkreślić swoją urodę. Częściej słyszę komplementy, dlatego jestem przekonana, że kierunek zmian był (a właściwie jest, bo to długotrwały proces) jak najbardziej prawidłowy.
Dziękuję Kasiu.